Widokówki. O męskości w relacji 

Żaden tam ze mnie autor – napisał w mejlu twórca „Widokówek”. 

Męski pisanie detalem

Listopad, niemal koniec świata, jako rzecze Świetlicki, ale co tam Świetlicki, że pozwolę sobie podziękować głównemu poecie, co tam Świetlicki, co tam koniec świata, prognozowany przecie nie po raz pierwszy ni nawet szesnasty, co tam, co tam, gdy M. mówi, że oto czas smutku i przygnębienia, czas listopadowy, w owych smutkach i przygnębieniach najokazalszy w całym roku. (17)

Kobiety zaludniające prozę Pawła Kasprowicza obserwujemy nieco za mgłą – jedynie w detalach: różowe paznokcie, woń perfum, trzepoczące rzęsy, zniewalający głos. Nie istnieją inaczej niż tylko w migawkowym przeżyciu, wspomnieniu, dotyku męskiego podmiotu. Tak oswojona zostaje ich obcość, okiełznana ich inność. 

To właśnie w relacji z kobiecą śladową obecnością podmiot tej prozy definiuje siebie, choć jednocześnie usilnie próbuje się wymknąć do innej przestrzeni funkcjonującej jakby poza kobiecym zasięgiem – adresów na mapie, konkretnych smaków, a przede wszystkim jego własnego układania się ze słowami. Okazuje się jednak, że przemierzając przez miasto, nie da się widzieć go inaczej niż tylko przez filtr przeżyć i wspomnień męsko-damskiej relacji. 

Pisanie jako miejsce definiowania siebie

Męskość właśnie w tym zmaganiu pisania odsłania się w swojej najbardziej określonej postaci – to tu może drażnić zbyt czerwony kolor paznokci czy niewinnie rzucony komentarz na temat pogody. To tu, w akcie pisania, można powiedzieć Aldonie to, czego nie potrafiło się powiedzieć w realności. Choć ostatecznie w tekście też się nie udaje. I to właśnie w tym miejscu – w literaturze – można jakoś mocniej się uformować, poradzić sobie z przemijaniem, rozdrażnieniem, melancholią. 

Jest w pisaniu Pawła Kasprowicza ten rodzaj nostalgii, który brzmi znajomo: z prozy Jerzego Pilcha ze Spisu cudzołożnic, i z poezji Marcina Świetlickiego, który zresztą odciska się na metodzie pisania i formie tych zapisków. Jest tu miejsce dla nauczycieli literackich w rodzaju Myśliwskiego i Pessoi.

Migotliwa podmiotowość

Ale jednocześnie ta metoda łączenia życia i literatury zaczerpnięta ze Świetlickiego zbyt ciasno zamyka „ja” piszące, nie dając szansy na prawdziwe zmierzenie się ze swoim pamiętaniem i przetwarzaniem. Ze zderzeniem nie tylko z codziennością wypełnioną niepozorną banalnością, ale gdzie można by się odważyć na zderzenie z innością. Bo przecież można by sobie wyobrazić inną wersję tej opowieści, w której to nie nostalgia, ale niespójna pamięć mierząca się z wersją „ty” gra główną rolę. Tak jak rozegrała się u Juliana Barnesa w „Poczuciu kresu”. 

Bo w tej męskości, która próbuje ocalić swoje ostre kontury, może najciekawsze byłoby zderzenie z perspektywą kobiecą, mocniej i silniej ukonstytuowaną w tekście. I pisząc to, od razu zastanawiam się, czy przypadkiem, mocniejszy i pełniejszy głos kobiet nie byłby zagrożeniem dla męskiego „ja” – kruchego, łapiącego ślady realności w pogodzie, spacerach, lekturach, zapiskach codzienności – wszystkiego tego, co daje w jakimś sensie gwarancję tego, że się żyło.

Figura autora

Przejmująco momentami brzmią w tej prozie przemijające pory roku, wraz z którymi ubywa „ja”, które tak usilnie czepia się życia.

W listopadach, grudniach i kwietniach ujawnia się pewnego rodzaju sytuacyjna konieczność: żyć i jednocześnie pisać, egzystować równocześnie w tekście i poza nim.

Kasprowicz wyciągnął lekcję z lektury Świetlickiego i podobnie jak on ma świadomość performatywnej natury języka, która wiążę się z określoną nierozstrzygalnością: na ile tekst daje iluzję przekroczenia wyobrażonego i opowiedzianego? Na ile wymyślona rzeczywistość może być jednocześnie jej wersją realną i namacalną?

Widokówki z życia są bezwarunkowo wrażeniowe. A jednak rodzi się pytanie, na ile pamiętanie przekształca nasze doświadczenie, modyfikując migotliwą podmiotowość. 

O siódmej rano jestem na zewnątrz; to w sumie zaskakujące, ile o tej porze mija mnie dziewcząt, ja je mijam — naturalnie, mijamy się nie tylko z dziewczętami, niemniej, wyznam bez wstydu, ordynarnie — otóż tylko na dziewczyny zwracam uwagę. (13) 

Zaryzykuję, że gdyby nie tekst, autor nie byłby taki, jaki jest – i właśnie w tym tkwi istota tego, co określa się jako „figura autora”. 

1 grudnia 2025