Apetyt na Paryż
Między posiłkami. Apetyt na Paryż
A.J. Liebling
przeł. Anna Arno
Próby 2022
Przez lata jego felietony ukazywały się w „New Yorkerze”. To właśnie A.J. Lieblingowi zawdzięczamy jedno z najsłynniejszych powiedzeń: „Wolność prasy należy do tych, którzy ją posiadają”.
Polskim czytelnikom jego nazwisko pewnie mówi niewiele, ale z pewnością każdy, kto sięgnie po książkę Między posiłkami. Apetyt na Paryż, na zawsze zapamięta autora. Styl Lieblinga jest bowiem nie do podrobienia. Jego pisanie z pewnością niewiele ma też cokolwiek wspólnego ze współczesnym dziennikarstwem czy nawet pisarstwem kulinarnym.
Apetyt na Paryż. Dosłownie
Powiedzmy sobie to od razu, Liebling nie zajmuje się po prostu ocenianiem potraw czy restauracji. Jedzenie jest dla niego jedynym możliwym stylem życia, czerpaniem przyjemności z codziennego bytowania. I z pisania.
Człowiek przy zdrowych zmysłach nie może się wyrzec zgubnych rozkoszy; żadnego ascety nie można uznać za osobę zdrową na umyśle. Hitler był archetypem osoby powściągliwej. Kiedy inne szkopy widziały go pijącego wodę w piwiarni, powinny były zrozumieć, że nie można mu zaufać.
s. 72
Zbiór esejów – przetłumaczony przez Annę Arno z niesamowitym wyczuciem na detal – to efekt przemyśleń i powrotu do Paryża sprzed lat. Liebling zajadał się Paryżem w czasie (a w zasadzie pod pretekstem) studiów na Sorbonie w latach 1926–1927.
Co jada? Dużo, tłusto, w różnych miejscach.
Bo żeby dobrze pisać o jedzeniu, trzeba mieć porządny apetyt. Bez niego nie sposób zebrać przy stole wystarczających wrażeń i mieć cokolwiek godnego zapisania. W tym fachu każdy dzień daje tylko dwie szanse pracy w terenie i nie można ich zmarnować, uważając na cholesterol.
s. 6
Apetyt na życie. Między posiłkami
Jadał w barach, restauracjach, lawirując między posiłkami i winem, na które go stać. W filozofii jedzenia Lieblinga człowiek prawdziwie doceniający smak potraw nie może być nadto bogaty ani całkiem biedny. Ten pierwszy nie musi kalkulować, czy zamówić droższą potrawę i tańsze wino, czy odwrotnie. Biedak z kolei jedzenie traktuje jako środek przetrwania. Żadna z tych opcji nie interesuje Lieblinga.
Potrawy, które przewijają się w jego książce, nie mają nic wspólnego ze współczesnym sposobem jedzenia. Ba, są wręcz grzechem! Dziś nikt głośno nie odważy się mówić o jedzeniu przepiórek, kiełbasy z „ciasno napakowanych flaków” czy kapłonów (czyt. wykastrowanych i specjalnie utoczonych młodych kogutów).
Szeptem co najwyżej można by wspomnieć o zjedzeniu steka (i to od wielkie dzwonu!), ale zamówić nóżki cielęce ze słoniną? Tak, Liebling kompletnie nie pasuje do naszych czasów, w którym o jedzeniu mówi się tylko w kategoriach braku, powściągliwości i postów przerywanych.
Sarkazm i melancholia Lieblinga
Autor zresztą – w ramach wybryku i eksperymentu raczej – raz próbował się odchudzać. Powstał z tego jeden z zabawniejszych momentów książki, choć w przypadku takiego erudyty i aforysty jak Liebling, niemal wszystko jest… sarkastycznie zabawne.
[…] w wieku pięćdziesięciu dwóch lat dobrowolnie dałem się zamknąć w odchudzającym więzieniu, ale był to tylko chwilowy obłęd. Niebawem to odpokutowałem, choć zostałem do końca turnusu, bo z góry zapłaciłem za dwa tygodnie bez wyżywienia i nie chciałem stracić opłaty, która była wyższa, niż wyniosłyby mnie cztery posiłki dziennie w restauracji Pierre przy place Gaillon. […] To miejsce przypominało szpital dla umysłowo chorych, gdzie w wyniku buntu pacjenci zastąpili personel i teraz zwracali się do siebie per „doktorze”.
s. 72
Sarkazm Lieblinga zasługiwałby na osobną rozprawę, bo ściśle wiąże się – co zresztą wyjątkowo rzadkie w literaturze – z jego melancholijną naturą. Nie ma w nim zgorzknienia ani ponurej frustracji, że świat, jaki znaliśmy w młodości, przeminął bezpowrotnie. Melancholijny temperament wypatruje momentów zachwytów, nimi się żywi, by po chwilowym uniesieniu spojrzeć z nostalgią we wsteczne lusterko.
Opowieść o Paryżu
Co zaskakujące, Liebling stroni od metafor, patrzy na życie i Paryż przez pryzmat osobistego zwyczajnego – powiedzielibyśmy wręcz pospolitego – spojrzenia kogoś, kto miasto i jego smaki pochłania bez wstępnej atencji i pokory. Jak na żarłoka i erudytę przystało, pochłania dużo, ale nie bezmyślnie.
Smaki Paryża to nie tylko francuska kuchnia. Z książki wyłania się Paryż, w kulcie którego wychowywał się od dzieciństwa. Dzielnice, architektura, nocne kluby, Francuzki i Francuzi.
To Paryż, którego tylko pozornie już nie ma, bo przecież nawet jeśli nie istnieją restauracje, o których Liebling pisze, wciąż istnieje swoisty paryski klimat. Nawet jeśli wyobrażony, to tak silnie w nas tkwi owo wyobrażenie, że czujemy je na każdym kroku, spacerując po paryskich ulicach.
Opowieść o przyjaźni
W tych podróżach po Francji towarzyszy mu wierny przyjaciel Yves Mirande, autor popularnych bulwarówek. Jego obecność w tekście jest dobitnym dowodem na to, że jedzenie to w równiej mierze sprawa kucharza, co i towarzystwa. I właśnie dzięki Mirandowi opowieść o apetycie na Paryż staje się także historią przyjaźni, a wspólne biesiadowanie jest elementem znacznie większej całości.
Między posiłkami. Apetyt na Paryż to ostatnia książka Lieblinga. Po jej publikacji – o czym przypomina w posłowiu Anna Arno – podupadł na zdrowiu. Po raz ostatni wybrał się do Paryża latem 1963 roku, szofer woził go po Normandii i nad Loarą. Zmarł w grudniu tego samego roku.
Żona nie zapamiętała jego ostatnich słów, ale zapewniała, że mówił je po francusku.
Anna Arno, Przepych i rozkosz, s. 184
6 lipca 2022