Nie było pomnika bardziej obleganego niż ten w Jabłonkach. Rozmowa z Krzysztofem Potaczałą
– Pod pomnik gen. Karola Świerczewskiego w Jabłonkach chodzili wszyscy – opowiada Krzysztof Potaczała, autor książki Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu.
Zginął w dzikich Bieszczadach
– Dla miejscowych był generałem, który zginął w dzikich Bieszczadach w obronie mieszkańców nękanych przez UPA. Dla młodych i starszych był bohaterem, który oddał życie na tej ziemi i zasłużył na pomnik – opowiada autor książki Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu.
– Był kimś ciekawym, tajemniczym. Patrzyliśmy na tę okolicę, gdzie zginął, wyobrażaliśmy sobie, jak stoi z tym swoim pistoletem i myśleliśmy: „Co tu się musiało dziać!”. Po wojnie nie było pomnika bardziej obleganego niż ten w Jabłonkach. Próbowałem więc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się działo – wyjaśnia Krzysztof Potaczała.
Pomnik wpisany w krajobraz
Pomnik wpisał się w krajobraz Bieszczad. Książka reporterska Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu opowiada historię pomnika i miejsca, w którym gen. Karol Świerczewski zginął. I dzięki czemu został bohaterem.
Bo – idąc za autorem – gdyby Świerczewski nie zginął z rąk UPA, bohaterem by nie został. To właśnie był mit założycielski jego legendy. A zginął w zasadzie przypadkiem.
– Sądzę jednak, że Świerczewski uratowałby życie, gdyby tego dnia darował sobie alkohol. To, że trochę wypił, potwierdzają relacje osób, które widziały go rankiem 28 marca 1947 r. na baligrodzkim rynku. Z niektórymi rozmawiał. Jego decyzje – nie tylko na froncie, ale i późniejsze, także podczas wizyty w Bieszczadach – były niezwykle emocjonalne i wynikały z tego, że chodził na nieustannym rauszu. W takim stanie nie było dla niego rzeczy niemożliwych – przekonuje autor.
Świerczewski nigdy z UPA nie walczył
Ostrzegano go, że to niebezpieczna droga, na której często dochodzi do zasadzek.
– On jednak się uparł, a wkrótce potem nie żył. I wówczas natychmiast zaczęto tworzyć mit generała walczącego w obronie Polaków z Ukraińską Powstańczą Armią. Przez dekady historycy powtarzali to kłamstwo. Bo Świerczewski nigdy z UPA nie walczył. Znalazł się tu na chwilę i po chwili zginął – opowiada mi w rozmowie Krzysztof Potaczała.
Ukraińskie powroty w Bieszczady
– Część Ukraińców wróciła w te strony, kiedy po 1956 r. rząd polski na to pozwolił. Wyobraża sobie pani, że to był za akt heroizmu? Wrócić na te ziemie, gdzie już większość stanowią Polacy niechętni i wrogo nastawieni, twojej wioski nie ma, nie ma twojego domu.
Wszyscy, którzy wracali, mieli świadomość, że ich życie będzie przekleństwem. Polacy będą nazywać ich banderowcami, opluwać i wybijać szyby. Ale mimo to wracali. Tak bardzo byli przywiązani do ziemi przodków.
Dziś o tej przeszłości nie chcą za dużo mówić. Boją się do niej wracać. Dlatego cieszę się, że część ludzi, świadków tamtych wydarzeń, udało mi się namówić do rozmowy. Szczególnie ważne było to przy reportażu o akcji „Wisła”. Temat UPA jest na zewnątrz wciąż tematem tabu, choć oczywiście między sobą o tym rozmawiają. Ale Polakom nie ufają – opowiada Potaczała.
Całość wywiadu z Krzysztofem Potaczałą przeprowadziłam dla WP Książki.
Recenzja książki na Literacki GPS.
15 lipca 2021