Fran Lebowitz z Nowego Jorku vs. Pani Dulska z Krakowa

Nie w humorze
Fran Lebowitz
przeł. Łukasz Witczak
Znak 2021

Moralność pani Dulskiej
Gabriela Zapolska
Wolne Lektury

Fran Lebowitz – ikona Nowego Jorku – pojawiła się w życiu wielu z nas jako dziarska, ironiczna starsza pani w miniserialu na Netflixie Udawaj, że to miasto (Pretend, It’s A City) w reżyserii Martina Scorsese, który także w filmie występuje, śmiejąc się momentami nadmiernie.

Pretend It’s A City (Udawaj, że to miasto), reż. Martin Scorsese

Trudno oderwać się od jej filmowego wizerunku. Złośliwa. Rzucająca cięte riposty z godną podziwu szybkością. Robiąca w życiu w zasadzie nic. Mieszka na Manhattanie i kocha Nowy Jork tak bardzo, że z trudem i jedynie przymuszona go opuszcza. 

Jest współczesną mieszczką – z pewnością potwierdziłaby przytaknęłaby. Jakże jednak inną od tej, którą w polskiej pokazała Gabriela Zapolska w Moralności pani Dulskiej, która wraca do nas dziś z okazji Narodowego Czytania 2021.  

Oldskulowa Fran Lebowitz

Nie używa internetu, nie ma telefonu komórkowego. Co robi? Pisała felietony, czasem wystąpiła w jakimś popularnym amerykańskim talk-show. Rozkoszowała się w imprezach (co dziś wielu może nazwałoby networkingiem). Rozśmiesza. Kiedy miała kryzys i nie mogła pisać, wystąpiła w epizodzie w Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz (zagrała sędzię, która sądzi Leonardo DiCaprio). W przeszłości, żeby zarobić na życie, pracowała jako taksówkarz.

Palaczka. Flaneurka, która spaceruje po Nowym Jorku, sprawdzając, co się zmieniło od wczoraj. W serialu jest niesamowita. Można by ją oglądać. I cytować bez końca. 

Leniwa felietonistka 

Nie w humorze to pierwszy przetłumaczony na polski zbiór felietonów Lebowitz. Gdyby żył Jerzy Pilch, felietonista niezrównany, pozazdrościłby jej lekkości w pisaniu, kompletnej nonszalancji oraz przekonania, że życie pod prąd wyższą formą istnienia.

12.35. Dzwoni telefon. Nie bawi mnie to ani trochę. Nie tak wygląda mój ideał pobudki. Idealna pobudka jest wtedy, gdy o wpół do trzeciej po południu francuska gwiazda filmowa szepcze mi do ucha, żebym już zadzwoniła po śniadanie, bo inaczej nie zdążę do Szwecji na odebranie literackiego Nobla.

s. 9

Nie mamy wątpliwości, że dzień Fran Lebowitz w niczym, ale to absolutnie w niczym nie przypomina naszego życia. Bo gdy u nas dzwoni budzik rano, zdajemy sobie sprawę, że dziś nie zdążymy z niczym. Sprawy przesuną się na jutro, kiedy znów będziemy się budzić z uczuciem, że wszystko, co mamy do zrobienia, było na wczoraj. 

Rebeliantka Fran 

To właśnie w lekturze jest najbardziej odświeżające: Fran Lebowitz żyje tak, jakby nic nie musiała. Odcina kupony od ciężkiej pracy przez całe życie? Nic podobnego.

Lebowitz jawi nam się jako ktoś, kto właśnie tak zaplanował własne życie. Pracy niewiele, za to dużo życia, czytaj: czasu na czytanie, oglądanie filmów, spotkania towarzyskie, spacerowanie po mieście. 

Wciąż nie brakuje osób, które spytane o miejsce zamieszkania odpowiadają rzeczowo i zgodnie z prawdą. Nowy Jork, mówią. Boston. Filadelfia. Des Moines. Stanowimy mniejszość, ale czerpiemy siłę z naszej różnorodności. 

s. 278

Obywatelka Nowego Jorku

W przypadku Nie w humorze trudno oderwać tekst od wykreowanego wizerunku autorki. Lebowitz używa ironii i ciętej riposty z taką siłą oddziaływania, że człowiek z czytelnika/czytelniczki przekształca się w zagorzałego fana czy fankę kogoś w stylu gwiazdy rocka. 

Trudno dostrzec te ciemniejsze strony, z samotnością na czele. No i z niezbywalnym bagażem tego, jak bardzo wyczerpujące musi być bycie zawsze „tą zabawną”.

Umysły robią się mniej lotne, miejski miąższ przybiera wyraziście szary odcień, a w powietrzu unosi się kwaśny zapach miłosnego zawodu.

s. 328

Styl życia Fran Lebowitz

Powiedzieć, że ironia jest stylem życia Fran Lebowitz, to otrzeć się o banał. Lebowitz nie oszczędza nikogo, z sobą włącznie. Ostrze riposty tak samo wbija w dzieci, seks, uwielbianych i czytanych, obcokrajowców czy samych nowojorczyków. 

Bywa okrutna? To właśnie zaleta lekkości jej humoru, że jest przede wszystkim zabawna, a dopiero potem niepoprawna politycznie. W kontrze. Ma własne zdanie i uważa, że ono jest najwyższą formą poznania. 

…vs. styl pani Dulskiej

O Dulskiej pozornie można by powiedzieć to samo. Ona także nawet nie tyle jest przekonana o wyższości własnych przekonań, ile uważa je za niewzruszoną regułę rządzącą światem. W esencji sposób Dulskiej na życie zawiera się w jednym najbardziej rozpoznawalnym zdaniu:

Moja pani! Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział. Rozwłóczyć je po świecie to ani moralne, ani uczciwe.

s. 18

Pani Dulska ma głos

Nie sposób obronić mieszczańskiego stylu życia w wersji Dulskiej, w którym zawiera się konformizm, wąskie horyzonty, krótkowzroczność. Dbałość o siebie i własny prywatny interes, pozbawione jakiejkolwiek troski o to, co wspólne.

To także postawa, w której nie ma możliwości wkroczenia z postępem, zmianą, innowacją czy różnorodnością. Żadnego przyzwolenia na odmienny sposób myślenia czy podejścia do życia. 

W tym właśnie widać największą różnicę między tym, co reprezentuje Dulska a tym, co z mocą pokazuje Fran Lebowitz, która ze swoim nowojorskim mieszczaństwem stała się propagatorką inności oraz gloryfikacji różnorodności. Lebowitz urzeczywistnia światopogląd, w którym nie ma jednego właściwego czy narzuconego modelu życia. 

W jednym jednak są podobne. Ani Dulska, ani Fran Lebowitz nawet przez sekundę nie zastanawiają się, czy mogą zabrać głos. One mówią, co myślą. Obie mają głos. Silny i słyszalny.

Co w tym takiego niezwykłego? W końcu dziś każdy może powiedzieć, co myśli. Rozwój internetu i mediów społecznościowych to także na ogromną skalę rozwój bezkarnie używanej mowy nienawiści oraz celebryckiego wykwitu mędrców. Każdy może czuć się kształtującym opinie, influencerem. 

Mniejszość ma coś do powiedzenia

Najbardziej przerażająco chyba rozgrywa się to na poziomie rozebranej do naga prywatności. Bo właśnie prywatność w każdej – nawet intymnej sferze – stała się masowym towarem w mediach społecznościowych. Dulska mówiła o „praniu brudów pod własnym dachem”. Lebowitz współczesnym językiem mówi równie mocno:

Gdyby twoje fantazje erotyczne kogoś interesowały, już dawno nie byłyby fantazjami. 

Nie bronię dulskiej moralności. Nie mam też wątpliwości, że dziś prywatne to publiczne i trzeba umieć o tym mówić, bronić ograniczanych wolności etc. Zabieranie głosu w imieniu własnej mniejszości jest bez wątpienia dziś jednym z najważniejszych zagadnień współczesności.

Dlatego znając wszystkie zastrzeżenia, dobrze zobaczyć, że zarówno Dulska, jak i Lebowitz wypowiadają się właśnie jako reprezentantki mniejszości.

Może właśnie dlatego czytając ponownie Zapolską, czuję sympatię do pani Dulskiej. Dyskutujmy z nią, krytykujmy. Ale poczujmy także siłę jej głosu – i uczyńmy z tej siły także prawo do własnego głosu.

Dzięki tej sile głosu stałam się fanką Fran Lebowitz. Nawet jeśli przez chwilę targana byłam emocjami, że pisanie Lebowitz jest tak sugestywne i tak narzucające, że nie pozostawia miejsce na dyskusję. Mogę jedynie dać mentalnego lajka, zapisać się do fanklubu albo… No właśnie, czy w ogóle jest alternatywa?

5 września 2021