Na dnie rewolucji

Dół
Andriej Płatonow
przeł. Adam Pomorski
Czarne 2017

Trudno było przestawić się na myślenie o dole, bo przez całe życie znałam powieść Płatonowa w tłumaczeniu Andrzeja Drawicza, który dół nazywa wykopem (kotłowan). Wykop pasował do proletariackiej rewolucji, wyobrażałam sobie, jak mówią do siebie: „zabierajmy się za ten wykop”.

Dół ma także inne konotacje semantyczne – ewokuje świat, w którym nie ma szczęśliwego zakończenia, gdzie nie zaczyna się niczego nowego, tylko wszystko się zamyka. W wykopie pobrzmiewał mi zawsze pewien rodzaj zapowiadanego triumfu, że oto powstaje fundament nowego świata. U Płatonowa także ma być fundament pod budowę nowego domu. Tyle że od początku czujemy, że nie będzie to sukces na miarę popularnego niegdyś w Polsce hasła: „cały naród buduje swoją stolicę”. W świecie rosyjskiego pisarza jest mrocznie. Robotnicy kopiący dół mówią wprawdzie sloganami z partyjnej propagandy, ale praca przypomina raczej zesłanie.

Pisarz z marginesu

Andriej Płatonow uchodzi za jednego z największych pisarzy rosyjskich. Wywodził się z rodziny kolejarskiej z Woroneża, debiutował w 1918 roku w anarchokomunistycznym Proletkulcie, który jeszcze nie został wówczas spacyfikowany przez totalitarny reżim bolszewicki. w 1918 roku ma 19 lat i pracuje w warsztatach kolejowych jako robotnik i pomocnik maszynisty.

Pisarz dołów społecznych? Coś więcej. Przy jednej z trzech autorskich redakcji tekstu znajduje się zapis datowy grudzień 1929 – kwiecień 1930. Wbrew temu, co pisze we wstępie Andrzej Stasiuk, nie jest to data powstawania Dołu, ale – co podkreśla także tłumacz – Płatonow oznaczył w ten sposób okres historyczny, do którego odnosi się powieść. Okres ten to piekło ludobójczej kolektywizacji rolnictwa i rozkułaczania wsi sowieckiej. Jak zrodziła się depersonalizacja – to także trop do zrozumienia świata wykreowanego przez Płatonowa.

Kopacze grobu

Dole dojmujące jest to, że kopanie nigdy się nie kończy, nie widać celu, nikt zadaje się w niego nawet nie wierzy. Kopacze żyją z dnia na dzień, wychodząc o świcie z baraku i wracając o zmroku. Kiedy już okazuje się, że powstał w odpowiednich rozmiarach, zapada decyzja, że trzeba wykopać większy, pod obszerniejszy dom, w którym kobiety będą rodzić więcej dzieci.

Kiedy z robotnikami zamieszkuje mała dziewczynka Nastia, wokół niej kręcić zaczyna się świat. Nastia nie wnosi radości, bo nie ma nic z beztroski dziecka. Jest dziwna. I ma dziwne upodobania.

W dole zaczynają gromadzić się szczątki: są tam kości matki Nastii, Woszczew zbiera pozostałości po zmarłych. Dół/wykop z symbolu proletariackiej rewolucji przeistacza się w dom umarłych.

Tajemnica Płatonowa

Wątek Nastii należy do najbardziej tajemniczych. Nastia to zdrobnienie od rosyjskiego imienia Anastasija. To nie imię świętej, ale personifikacja abstrakcyjnego greckiego pojęcia Anastasis oznaczającego wigilię Zmartwychwstania Pańskiego, czyli Wielką Sobotę, kiedy to Chrystus zstępuje do piekieł. Czy Płatonow chciał, żeby Nastia była nadzieją eschatologicznego zmartwychwstania? A może miała ona – idąc za Nikołajem Fiodorowem, pod wpływem którego pozostawał Płatonow – symbolizować ideę cywilizacyjnego wskrzeszenia umarłych? Czy śmierć Nastii oznacza, że każda rewolucja pożera własne dzieci? Niełatwo o odpowiedzi. Trudno o łatwe rozwiązania interpretacyjne. Realność powieści Płatonowa zamyka się w hermetycznym świecie idei, która szuka wyższego celu, ale rozpada się w rytuale święta i codzienności:

Czyklin odpoczął, wziął Nastię na ręce i troskliwie zaniósł, żeby złożyć w kamieniu i zakopać. Pora była nocna, cały kołchoz spał w baraku i tylko czeladnik kowalski obudził się, czując ruch, Czyklin pozwolił mu więc dotknąć Nastii na pożegnanie.

Niczego nie wyjaśnia także akademickie zaszeregowanie gatunkowe do antyutopii, która tyleż właśnie jest wyznacznikiem gatunkowym, co stylem myślenia. Antyteza utopii to także antysatyryczność. Nie ma więc mowy o zbawiennej ironii, tropem jest osuwanie się w absurd wizji, w której człowieczeństwo przeciwstawia się ideałom społecznym i politycznym. Andrzej Stasiuk we wstępie do nowego wydania celnie podsumuje:

Nie napisano w XX wieku piękniejszej, straszniejszej i mądrzejszej książki o totalitaryzmie i utopii. (…) Apokalipsa dzieje się tu na wszystkich poziomach.

Czyklin kopie dla Nastii grób tak głęboki, żeby nie dostał się tam ani robak, ani korzenie roślin, ani najdrobniejszy hałas. Grobowiec wykuty w kamieniu ma chronić przed ciężarem innych trumien. Czy oddzielona od świata tak pieczołowicie ma szansę na zmartwychwstanie w nowym świecie?

Nowy przekład

Adam Pomorski tłumaczy Płatonowa 27 lat po pionierskiej publikacji Andrzeja Drawicza. Nowy przekład był konieczny, bo Drawicz opierał się na dostępnych wówczas kompilacjach edytorskich, z których jednak żadna nie odpowiadała wersji tekstu zredagowanego przez pisarza.

W 2000 roku zespół rosyjskich badaczy opublikował nowe naukowe wydanie ze szczegółową analizą wszystkich wariantów. Znacznie różni się od tego wydania, z którego korzystał Drawicz. Ale Pomorski ma jeszcze jeden powód: chodzi o język przekładu, o oddanie osobliwości stylu Płatonowa. Absurdalność i mroczność rewolucji udaje się oddać z niespotykaną siłą wyrazu.

Na wydaniu z 1990 roku znajduje się reprodukcja obrazu Hieronima Boscha Wóz z sianem. Zaś z okładki nowego wydania Czarnego spogląda na nas Andriej Płatonow. To też nieprzypadkowe. Andrzej Stasiuk dostał kiedyś zdjęcie Płatonowa od Jerzego Pilcha. Wspomina, że zabierał je ze sobą do Rosji. Obaj zaczytują się w tajemniczym oddziaływaniu tej prozy.

Książki Płatonowa nie mogły ukazać się w Rosji aż do pierestrojki Gorbaczowa. Dziś to jedna z najczęściej przekładanych książek rosyjskich.

10 maja 2020