Ostatni wywiad Kim Wall
Przerwane życie Kim Wall
Ingrid i Joachim Wall
przeł. Patrycja Włóczyk
Poradnia K 2021
O tej książce usłyszałam na długo przed jej wydaniem w Polsce. Kiedy mój kolega Daniel Zyśk – świetny korespondent pracujący w Szwecji – powiedział mi, że rodzice zamordowanej dziennikarki Kim Wall piszą książkę, żeby zachować o niej pamięć, pomyślałam, że to ryzykowny pomysł.
W końcu opowiadanie o traumie po stracie córki, medialnej wrzawie, horrorze procesu grozi pułapką osunięcia się w banał i nieznośny – dla czytelników – sentymentalizm. W zasadzie to gotowy przepis na książkę, w której i tak interesuje nas to, czego w niej nie ma.
Szczególne że rodzice od początku zapowiadali, że ich reportaż ma ocalać – albo wręcz przywracać – pamięć o Kim. Realnej, a nie z medialnych relacji o morderstwie.
Daniel napisał tekst, gdzie z ogromnym wyczuciem pokazał perspektywę ludzi, których dramat rośnie proporcjonalnie do medialnego zainteresowania.
Jak opowiadać o rodzinnym dramacie?
Książka, którą wydało właśnie wydawnictwo Poradnia K, krąży właśnie wokół niezauważanej na co dzień stronie medialnego spektaklu. Ten w przypadku Kim rozgrywał się wokół tego, co najbardziej zagadkowe i rozpalające wyobraźnię, czyli wokół mordercy. To on podsycał newsowość relacji
O tym medialnym spektaklu – pokazanym z wnętrza domu, którego drzwi zatrzaskują się przed dziennikarzami – opowiada książka Przerwane życie Kim Wall.
Opowiada rzeczowo, choć nie brakuje emocji, i – jakkolwiek może nie na miejscu wydawać się to określenie – fascynująco.
Skąd bierze się ten urok? Z oszczędności reporterskiego reżimu – dziennikarskie wyczucie ojca bierze górę nad rozpaczą rodzica.
Jak się okazuje, można napisać książkę o potwornym zdarzeniu, koszmarnych przeżyciach bez ckliwości.
Ekstremalnie brutalne morderstwo
„Kim zniknęła na pokładzie u-boota niedaleko Kopenhagi” – słyszą w słuchawce rodzice Kim Wall – szwedzkiej dziennikarki, która weszła na pokład łodzi podwodnej, żeby zrobić wywiad z jej właścicielem duńskim biznesmenem Peterem Madsenem.
Nigdy z tego pokładu nie zeszła. Jej ciało – bez głowy, nóg i rąk – wyrzuciło morze. Prokurator powie w sądzie, że mamy do czynienia z „ekstremalnie brutalnym morderstwem”. Kilka miesięcy później odnalezione zostaną pozostałe części ciała.
Oskarżony Madsen kilkakrotnie zmieniał wersję zdarzeń. Najpierw twierdził, że wysadził Kim. Potem, że przypadkiem wyślizgnął mu się z rąk 70-kilogramowy właz, który strzaskał jej głowę, on spanikował i wyrzucił ciało do wody. Potem, że ciśnienie w łodzi nagle spadło, a okręt wypełnił się spalinami.
Prokurator nie ma żadnych wątpliwości: Madsen zabił Kim Wall, aby zaspokoić swoje sadystyczne fantazje seksualne (o jego skłonnościach do BDSM, oglądania porno z gwałconymi kobietami opowiadają jego partnerki seksualne).
Zostaje skazany na dożywocie. W sądzie przeprasza rodziców Kim.
Madsen niczym Elon Musk
Każdy dziennikarz i dziennikarka marzyli o wywiadzie z Peterem Madsenem. Genialny wynalazca.
Kim jest wystarczająco uparta, żeby o ten wywiad się postarać. Ma spore doświadczenie jak na 30-latkę. Pisała reportaże z Korei Północnej, Haiti, Ugandy.
Madsen interesuje ją jako konstruktor łodzi, ale i rakiet kosmicznych. Chciała mieć wywiad z człowiekiem, którego nazywano skandynawskim Elonem Muskiem.
W medialnej matni
Wszystko wokół Madsena było medialnym wydarzeniem. Nie inaczej stało się w przypadku tego morderstwa, do którego nigdy się nie przyznał (choć przyznał się do poćwiartowania jej ciała).
Dla rodziców, narzeczonegom bliskich to jednak dramat rodzinny. Rodzice Kim Wall mają tego świadomość, że media rządzą się własnymi regułami. Zgodnie z nimi newsa buduje się wokół tego, co najbardziej rozpoznawalne, nieoczywiste, szokujące.
Mają żal, że media pokazują Kim jako ofiarę, ale jeszcze bardziej o to, że Madsen jest w centrum zainteresowania, przeradzającej się w dziwną fascynację coraz bardziej dziwacznym życiem wynalazcy. Wszystko inne staje się pożywką i tłem dla głównej historii: opowieści o Madsenie.
O Madsenie zresztą powstanie film dokumentalny australijskiej reżyserki Emmy Sullivan Into the Deep, pokazany na festiwalu w Sundance. Film zamierzał wyemitować Netflix. Zrezygnował, kiedy niektórzy z wypowiadających się w filmie oświadczają, że nie wyrażali zgody na pokazywanie ich na ekranie.
Rodzice Kim decydują się napisać książkę. Akceptują także scenariusz duńsko-szwedzkiego serialu kryminalnego Śledztwo w reżyserii Tobiasa Lindholma, który ma opowiadać historię z perspektywy policji i nurków.
Ambitna dziennikarka
Z okładki książki spogląda urocza młoda Szwedka, z uśmiechem w stylu Mona Lisy. Jest fotogeniczna, spogląda na nas oczami, które zwykle w takich sytuacjach określa się jako żywe. To jedno z tych zdjęć zrobionych w czasie sesji u fotografa, na których wygląda się całkiem inaczej niż w rzeczywistości.
Prawdziwa Kim – taka codzienna – jest na zdjęciach w książce i nielicznych z pracy reporterskiej, kiedy ma nieułożone włosy, skupiona na tym, co notuje. W reporterskiej gorączce.
Pytania bez odpowiedzi
Na początku tej lektury i na jej końcu mam poczucie, że w jednym rodzice Kim Wall się mylą. Świat nie zapomniał ani przez chwilę o Kim, ona zawsze była w opowieściach o tym, co mogło wydarzyć się na Nautilusie. I wcale nie jako ofiara.
W końcu każdy z nas od razu zadawał sobie pytanie: jak to się stało, że zdecydowała się wejść na pokład? Jak dostała ten wywiad? Co się w trakcie tego wywiadu stało? Kim była?
Interesuje nas nie zamordowana dziewczyna, ale zamordowana dziennikarka. I tak opowiadał o niej świat: o dziennikarce.
Książka Ingrid i Joachima Wall potwierdza tylko to, co już wiedzieliśmy. Kim była ambitna, przebojowa, robiła zawrotną karierę.
Pisała o tym, o czym chciała. Ma na swoim koncie reportaże z Ugandy, Haiti czy Chin. Jej teksty publikowała amerykańska i brytyjska prasa z „The Guardian” na czele. Na studiach uczyła się chińskiego. Za chwilę miała na dłużej przeprowadzić się do Chin. Przed wyjazdem to miał być jej ostatni wywiad.
13 marca 2021