W cieniu matki. W Wólce Krowickiej
Co roku o tej porze dopada mnie tak samo. Znienacka. Bez ostrzeżenia. Matka wariatka. Nie odpuszcza, dopóki nie przetrawię kilkunastu choćby stron poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Dopiero to daje ulgę. Na jakiś czas.
Wariactwo matki
Miss Schizofrenii. Już raz próbowałam się do niej dobrać. Z marnym skutkiem.
O czym opowiada Eugeniusz Tkaczyszn-Dycki? O matce? O sobie w konfrontacji z nią? Da się to oddzielić? Precyzyjniej chyba byłoby powiedzieć: próbuje się w poezji Dyckiego opowiadać. Bo temu, co tak silnie działa w wierszach Dyckiego, towarzyszy odczuwana cieleśnie (somatycznie?) niemożność wysłowienia.
(niechaj wasze imiona zachowam
IV, Imię i znamię
w wierszu i tym samym potwierdzę
nadaremność poezji) między nami
mówiąc o nieprzydatności poezji wiem
od kobiet krzyczących za matką
Niemożność wysłowienia
Kiedy próbuję dobrać się do tych wierszy, tracę kompletnie rozeznanie. Niby wiem, ale jakbym straciła orientację. Dostała zawrotu głowy? Zgubiła kompas?
Towarzyszy temu nieodparte uczucie, że mówiący, próbujący nazywać rzeczywistość, staje się w poezji Dyckiego niemotą. Kimś, kto próbuje schować się w sobie. A jednocześnie coś pcha go do tego, żeby wychynąć. Bo tylko wtedy, kiedy wyściubisz nos z tego schowka wstydu i odwróconego świata, uda się przetrwać. Ocaleć? Takiej obietnicy nikt ci nie złoży.
twoja matka jest piękna odkąd choruje powiedziała
CXXXIII, Liber mortuorum
Hryniawska to taka choroba co targa włosy
i marszczy czoło lecz nie niweczy brzydoty zwłaszcza
w tobie kiedy wpadasz do moich wnucząt
Ułomność języka
W cieniu matki znajduje się język. Nasz GPS poruszania się po świecie. Rozumienia go. Nazywania.
U Tkaczyszyna-Dyckiego język odkształca rzeczywistość. W jakiś surrealistyczny sposób. Jak na obrazach Rene Magritte’a, kiedy mężczyzna przeglądający się w lustrze widzi swoje plecy.
Twarz, ciało poddane represji. Język sterroryzowany. Można by zapytać, czy istnieje jakakolwiek szansa, żeby zaznaczyć siebie? Własną obecność?
Poezja Tkaczyszyna-Dyckiego jak ognia wystrzega się sformatowania. Poeta także. Ale to właśnie w języku – jego dziwnych połączeniach – czai się cień matki. Ból syna. Niepokój. Choroba. Wstyd. Wszystko to, od czego chcemy ze wstrętem odwrócić głowę. Nie chcemy tego znaleźć ani w sobie, ani w wokół. A już z pewnością nie chcemy tego w matce, która jest początkiem wszystkiego.
Szukamy nazw nazw własnych. Sformatowania. Choćby tak, jak próbuje to zrobić Julia Kristeva w Potędze obrzydzenia (od brudu do skalania). Odraza nie jest pierwotnym uczuciem. Jej odczuwanie narzuca nam kultura. Tak twierdził Kant. Kristeva idzie za nim.
Poetyka wstrętu? Ładnie brzmi w towarzystwie poetyki. Sam wstręt nieco mniej przyjemny. Oswoić go z Kristevą nieco łatwiej. Obrzydzenie staje się czymś nazwanym. Opisanym. Podobnie zresztą jak grzech u Dyckiego: jest czymś oswojonym, bliskim i znanym od urodzenia.
Nieporadnie próbuję opisać zestaw wrażeń, które towarzyszą lekturze. Byciu z matką Dyckiego. Czytaniu i konfrontowaniu się z własną schowaną niemotą. Piszę w gruncie rzeczy o tym, co naukowo określa się jako próby docierania do semiotycznych źródeł podmiotowości.
od lat bowiem dostrzegam
III, Imię i znamię
nadaremność poezji kiedy usiłuję sobie
przypomnieć coś więcej aniżeli imię dziadka
i coś więcej aniżeli imię mojej matki
Będąc w Wólce Krowickiej
Do Wólki Krowickiej niełatwo trafić. Człowiek gubi się. Błądzi. Krąży. Próbuje nie przegapić. To typowa wieś przy ulicy. Żadna boczna dróżka. Klasyczna droga krajowa. Jedna z tych żółtych na mapie.
Google Maps też ma kłopoty. Kiedy w zeszłym roku próbowałam tam dojechać, błądziłam godzinę. Nadrobiłam kilkadziesiąt kilometrów. Komu tu jest po drodze?
moje miejsce jest w Wólce Krowickiej
I Piosenka o deportacjach
I sąsiedniej Borowej Górze
skąd deportowano matkę na sowiecką
Ukrainę lecz uciekła z transportu
Niby zwyczajna wieś. Niby przy głównej drodze. Z mieszkańcami, uporządkowanymi podwórkami przy domach. Niedawno wybudowanym kościołem. Aż trafia się – bez szukania i wypatrywania – na opustoszałe budynki. Z wybitymi oknami. Cienie przeszłości. I tak znów trafiamy do siebie. Wewnętrznego koszmaru pamięci o początku.
25 maja 2021