Kereta usterka na skraju galaktyki

Usterka na skraju galaktyki
Etgar Keret
przeł. Agnieszka Maciejowska
Wydawnictwo Literackie 2020

Matka nazywa go „polskim pisarzem osiadłym na obczyźnie”. Etgar Keret jest dzieckiem ocalałych z Holokaustu Żydów. W Izraelu uchodzi na jednego z najbardziej ulubionych pisarzy młodzieży. Scenarzysta, reżyser, autor komiksów, mistrz małych form prozatorskich.

Od kilku lat posiada polskie obywatelstwo. Chętnie tu przyjeżdża, a jego książki mają swoich wiernych czytelników.

Na skraju galaktyki

W nocy, kiedy wszyscy śpią, złota rybka wchodzi z akwarium i zakłada podniszczone kapcie ojca. Po czym siada na kanapie w salonie i przelatuje po kanałach w telewizorze.

s. 48

Etgar Keret spieszył się kiedyś na spotkanie autorskie, na autostradzie jego samochód zderzył się z innym, wybuchły poduszki, przednia szyba roztrzaskała się. Keret złamał dwa żebra, ale w jednej sekundzie życie przeleciało mu przed oczami i zdał sobie sprawę, że jego śmierć byłaby zaledwie usterką na skraju galaktyki.

Tak pojawił się tytuł książki, choć o wypadku samochodowym w niej nie przeczytamy. 

Rybka przez telewizorem 

Będzie za to sporo o nieprawdopodobnej kreatywności, potędze wyobraźni, która wyczarowuje ludzką kulę armatnią, metalową kostkę w pokoju czy rybkę w akwarium, która wieczorami wymyka się i ogląda telewizję w tajemnicy przed domownikami. 

Jest swojsko. Czujemy się dobrze z bohaterami, choć ich życie raczej należy do trudnych. A może zwyczajnych jak nasze, kiedy zostajemy sami ze swoimi sprawami? Może także dlatego są nam tacy bliscy?

Janette pracuje ze mną w kafeterii, jest zawsze na kasie, bo właściciele mają do niej zaufanie. Ale i tam jest wystarczająco blisko jedzenia, żeby mieć we włosach zapach zupy minestrone.

s. 40

Ojciec wieczorami wychodzi na balkon zapalić i policzyć długo. Inny z synkiem idzie do parku i mały dostrzega człowieka na dachu, który chce popełnić samobójstwo. I tak na oczach dziecka? No nie, trzeba go od tego odwieść. 

Razem w galaktyce

W tradycji żydowskiej opowiadania dowcipów jest niezbędne do budowania więzi międzyludzkich. Żartuje się więc z tych, których lubi się najbardziej. Bo o innych nie warto nawet wspominać. Keretowski uśmiech jednak ma swój czuły moment, w którym empatia bierze górę. 

To trochę jak bajki dla dorosłych, w których zwięrzęta, przedmioty są takimi samymi sprawcami i kreatorami życia jak ludzie. A scenki rodzajowe z ich udziałem są zapisami tej wykreowanej codzienności, migawkami z realności, w której żyjemy. We wspólnocie rzeczy, zwierząt i ludzi. 

Materialność u Kereta ma siłę wyrazistości i sprawczą moc, o które zabiegał francuski socjolog Bruno Latour. W świecie przedstawionym Kereta metalowi kloc w salonie ma swoją opowieść tak samo jak właściciel salonu. Oczywiście, Keret nie nawiązuje do żadnych humanistycznych trendów i zwrotów ku rzeczom czy zwierzętom. On w tym świecie z rzeczami i zwierzętami funkcjonuje i zabiera nas razem ze swoją opowiastką.

Po domowemu

Bo w świecie prozy Kereta stawką jest nie być samemu. Samotność staje się otchłanią, która czyha, ale dla której nie ma miejsca w świecie przedstawionym. Bycie zupełnie samemu staje się do zniesienia, jeśli mamy wymyślonego przyjaciela. Bo świat tak został ułożony, że potrzebujemy siebie nawzajem, potrzebujemy potraw, które lubimy i przedmiotów, za pomocą których uda się nawiązać rozmowę. 

Czytanie Kereta przypomina mi zawsze, jak życie potrafi być czułe, jak można roztopić się w opowieści, wtulić w siebie i zasnąć błogo. I tak zdajemy sobie sprawę, że tylko w fikcji możemy naprawdę poczuć siebie i świat wokół. Tak jak bohater siedzący na balkonie w innym opowiadaniu napisanego na początku pandemii, kiedy oglądaliśmy wstrząsające obrazy śmierci w Lombardii albo Nowym Jorku.

2 grudnia 2020