Książki, do których wracam: „Niewinne oko nie istnieje” Wojciecha Wilczyka

Niewinne oko nie istnieje
Wojciech Wilczyk
Ha!art 2009

Są książki, do których się wraca. I za każdym razem odkrywa na nowo. Dokłada kolejną warstwę. Sprawdza, czy ucisk w żołądku jest ten sam. Zazwyczaj to wcale nie są książki z wartką akcją albo fabułą wbijającą w fotel. Bardziej od wrażenia, jakie robią, chodzi o emocjonalny, ale także intelektualny wgląd. W rzeczywistość i w siebie. Książki, dzięki którym zaczynamy coś więcej rozumieć. Czasem coś więcej widzieć.

Tak jest w przypadku Wojciecha Wilczyka, który w ramach projektu Niewinne oko nie istnieje sfotografował pozostałości po synagogach i żydowskich domach modlitwy w miastach i miasteczkach polskich. Kiedy zjawiał się na miejscu z aparatem, ludzie reagowali nerwowo – nierzadko podchodzili i pytali, na czyje zlecenie te zdjęcia powstają („za czyje pieniądze to robisz?”). Robił za własne. Nigdy nie był inicjatorem żadnej z tych rozmów. W zredagowanej formie znalazły się w książce. 

Fotografowanie pustki 

U Wilczyka za każdym razem fotografowane budynki widzimy w szerszej przestrzeni. W kontekście miejsca, w którym znajdujemy się dziś – widzimy więc przede wszystkim naszą codzienność, a niewidoczna przeszłość jakby dopiero ujawniała się po naciśnięciu spustu aparatu. W wielu przypadkach dopiero wtedy okazuje się, że to nie zwykły budynek, ale miejsce, w którym „coś było”. 

Synagoga w Sokołowie Małopolskim jest jedną z tych, które po wydaniu książki odnowiono.

Przeglądając zdjęcia, nie mamy wątpliwości, że to fotografia dokumentalna. W dodatku taka, która za cel stawia sobie nieestetyzowanie przestrzeni. Wilczyk nie próbuje niczego upiększać ani oszpecać. Narzuca sobie rolę tego, który rejestruje rzeczywistość – wybiera kadr tak, żebyśmy zobaczyli kawałek jednego z tych miejsc, które bywają w naszym sąsiedztwie. Ów kontekst staje się ważnym elementem tego, co moglibyśmy – za Mieke Bal – określić jako wizualna organizacja spojrzeń. 

Zobaczone – ujawnione 

Na co autor zdjęcia każe nam patrzeć? Na niszczejący budynek? Na zieloną trawę i mały strumyk na pierwszym planie, a w tle budynek synagogi z napisem umieszczonym na dachu: OKNA? Na napisy pod zdjęciami? Niezależnie, od którego momentu zaczniemy, za każdym razem zderzamy teraźniejszość z przeszłością. Ukryte z ujawnionym. Pustkę z obecnością. W efekcie – niezależnie od kompetencji, wiedzy, wrażliwości – czujemy dysonans. 

Wywołany on zostaje za pomocą konkretu, który niejako nagle nam się wyłania z przestrzeni. Pokazuje się rozleniwionemu oku. Bo w Niewinnym oku… Wojciecha Wilczyka zobaczone staje się ujawnionym. 

Widzimy więc nie tylko synagogi jako ślady dawnego świata. Dociera do nas, że kiedyś był tu inny świat, inni nasi współmieszkańcy, sąsiedzi. Nierzadko ktoś inny mieszkał w naszych domach. Nie, zaraz. Przecież to my mieszkamy dziś w ich domach.

Dysonans poznawczo-emocjonalny narasta, bo nie chodzi tylko i wyłącznie o przeszłość rozumianą jako zamknięty rozdział. Stawką staje się nasza obecna teraźniejszość. 

Opowieść o Żydach: ich nie– i obecności jest u Wilczyka zarazem opowieścią o Polsce i Polakach – ich przekonaniach, lękach, gniewie na rzeczywistość, tęsknotach.  

Artur Tanikowski, Zakłócenia w: katalog do wystawy w muzeum Polin

Dyscyplina patrzenia 

Nieprzystawalność obrazu tych przecież resztek pozostałych po wielokulturowym społeczeństwie do naszego wyobrażenia o tym, jak Polska dziś powinna wygadać, jest kłopotliwa. Zwłaszcza że dotyczy nie tylko tego, co polskie i żydowskie, lecz także tego, co niemieckie. Nie chodzi tu jedynie o pojałtańskiej przesunięcie granic, dzięki któremu co dziesiąty obiekt znajduje się na Ziemiach Odzyskanych, czyli poniemieckich. Historia w tej części Europy coraz bardziej się gmatwa.

Adam Mazur, wstęp do Wojciech Wilczyk, Niewinne oko nie istnieje, s. 18

Projekt Niewinne oko nie istnieje przede wszystkim rozpatrywany bywa w perspektywie społecznej, kulturowej. Oczywiście taki jest. Ale jest także w nim obecna perspektywa jednostkowa. Ona wydaje mi się ważniejsza. Bo dla odbiorcy miejsce odsłania w naszym obecnym teraźniejszym bytowaniu. 

Jak bardzo teraźniejszość wdziera się w obraz-ślad przeszłości, zdajemy sobie sprawę, czytając zapis scenek, zaczepek, dialogów rzucanych w stronę fotografa. Jakby jego obecność stawała się interwencją w codzienność – taką, jak chcemy ją widzieć. I czego w niej nie chcemy widzieć ani wiedzieć. 

Tekst wespół z fotografią przekształcają atlas zdjęć w nabierający nowych znaczeń projekt, w którym obraz i tekst wzajemnie na siebie wpływają. Przetworzenie, do którego dochodzi w tym wzajemnym wpływie, dotyczy sensu tego, co oglądamy. Zmienia się jądro znaczeniowe. To już nie niszczejący budynek, ale i polski problem, polska wina, antysemickie odruchy. Mój własny dyskomfort patrzącego, niewidzącego, niezorientowanego, ignorującego, niewiedzącego, niezainteresowanego…

Dlatego właśnie obecność fotografa uwiera miejscowych. Odsłania to, czego ich zdyscyplinowane oko nie chciało oglądać. Zapomniało. Nie wiedziało. Nie interesowało się. 

Słuch Wilczyka staje się sprzymierzeńcem jego oka. Ślady przeszłości stają się zapisem współczesnego bagażu minionego. Zadziwiające jest to, że w tak skonstruowanym projekcie rejestrowana rzeczywistość otwiera się na antropologiczny wgląd. Na dyskusję, której zadaniem byłoby drążenie ścieżek niepamięci, niewiary, poczucia dyskomfortu, winy, agresji czy czegokolwiek, co w nas się pojawi. 

Oko fotografa poety  

W rozmowie, którą kiedyś zrobiłam z Wojtkiem Wilczykiem, wyznał, że gdyby nie doświadczenie ze słowem, gdyby nie to, że pisze wiersze – nie zrobiłby Niewinnego oka

Poetyka dyscypliny – pisałam przy okazji analizy jego wierszy i projektów fotograficznych – skutkuje tym, że dostajemy obraz wpędzający nas w poczucie obcości.

Kiedy Wojciech Wilczyk w 2006 roku zaczął fotografować pozostałości po synagogach i dawnych domach modlitwy, nie zdawał sobie sprawy ze skali. Jak wiele w polskich miastach i miasteczkach tych budynków pozostało. Jak niszczeją. Jak bardzo stały się niewidoczne.

Z pomysłem na wystawę także odbijał się od drzwi. Udało się wreszcie z Atlasem Sztuki w Łodzi, potem były wystawy w Berlinie i Chemnitz, wreszcie także w Muzeum Żydów Polskich POLIN. 

Książka ze zdjęciami wyszła w 2009 roku, nigdzie nie jest już dostępna. Pojedyncze fotografie z tego projektu można obejrzeć w internecie. Na taką skalę i w taki sposób nikt tego projektu nie powtórzył i nie uzupełnił. 

Widniejąca na okładce książki synagoga w Wielkich Oczach także została odnowiona. Dziś znajduje się w niej biblioteka. Fot. Literacki GPS

5 maja 2022