
Rzeczy zdarzające się w podróży na Peloponez
„Wrócisz z tej podróży inna” – powiedział mój towarzysz wyprawy na długo przed wyjazdem.
Krzysztof Środa
Czarne 2025
Mani. Wędrówki po Peloponezie
Patrick Leigh Fermor
Zeszyty Literackie 2013
Nie przeszkadza mi, że cała ta historia jest ordynarnie sentymentalna – pisze Krzysztof Środa w eseju Rzeczy zdarzające się w podróży. Akurat jest wtedy nad Jeziorem Ochrydzkim, gdzie pojechał spotkać bohatera opowieści, którą tłumaczył na polski. Napisała ją Macedonka Kapka Kassabova i to ona opowiedziała historię Tanasa, który w wyniku politycznej zawieruchy dzieciństwo spędził w obozie pracy, ojca zobaczył dopiero, kiedy skończył się komunizm.
Środa czyta tę historię ponownie, siedząc w kawiarni w Ochrydzie i odłożywszy książkę, przez okno dostrzega czarno-czerwoną łódź Tanasa. Trudno o większy sentymentalizm, ale autor sprytnie gra konwencją i formą, dzięki czemu wymyka się z pułapki pretensjonalności.
To ten rodzaj pisania, gdzie urzeka nas zbieg okoliczności, bo to samo ujmuje nas w każdej podróży, którą odbywamy: autentyzm przeżycia i nieoczekiwane sploty zdarzeń, które nadają sens naszemu byciu w drodze.
Lustro Drugiej Strony
Szczególnie że współczesna turystyka rzadko bywa podróżowaniem. Dlatego tak działa na nas, kiedy nawet w turystycznym modelu zdarzają się wyprawy, które przypominają film drogi. I wtedy dzieją się rzeczy, z których – jak u Krzysztofa Środy – da się zrobić literaturę. A przynajmniej literacko zapisują się w pamięci. Zwłaszcza kiedy nie podróżujemy sami.
Wtedy właśnie można wyjść poza skonstatowanie oczywistości… Że każde doświadczenie nas zmienia. Że przeglądamy się w lustrze Drugiej Strony, widząc w sobie nowe rzeczy, inne, brakujące, wrażliwsze. Ale jednocześnie – to też się zdarza – dostrzegamy to, co w nas niezmienne, zdecydowane, określone, co staje się naszą zmarszczką, której nie tylko nie usuniemy, ale nawet nie chcemy. Bo to, co w nas już świadomie ukształtowane, staje się nierzadko czulszym i ostrzejszym filtrem, przez który patrzymy i dzięki któremu wchodzimy w relacje ze światem i ludźmi.
Katalog epifanii
I może dzięki temu pozwalamy na to, żeby splot okoliczności nas zaskoczył. Wtedy właśnie zdarzają się rzeczy, które zmieniają nasz filtr odczuwania świata, jak choćby:
- Widok gór z wiatrakami na szczycie w drodze przez Peloponez.
- Pierwsze rozpoznanie się w krajobrazie – stojąc w chaszczach przy zamkniętym Bastionie Achillesa niedaleko Palamidi.
- Ser z niebieskiej torby foliowej zakupiony w małym sklepie w Gytheio.
- Wino na balkonie z widokiem na nocne morze.
- Pusta plaża Simos na wyspie, na którą trafiamy bez planu i nawet bez świadomości.
- Dziwna odyseja błądzenia w przestrzeni i komunikacji. Tak jakby Google Maps testował naszą wytrzymałość na siebie.
- Blednący z każdym dniem widok z dachu na Akropol w Atenach. Trudno nie pomyśleć, jak nieważny był w swojej krzyczącej obecności.
- Księżyc w Monemvasii, który przypominał studenckie wyprawy.
- Na szczycie świata w Napflio. Grek z kempingu zagaduje, czy zrobić nam zdjęcie. Niewiele oddaje.
- Dwoje Amerykanom wahających się, czy zboczyć ze ścieżki:
– The best view – worth seeing.
– Oh, really? It turns out we’re following you. - Ani sekundy bez ciebie w tej podróży.
Niewiele ta podróż miała wspólnego z wyprawą Patricka Leigh Fermora, choć dziś ciągle można zobaczyć dziki Peloponez – szczególnie poza sezonem. A jednak coś miała wspólnego, bo półwysep Mani mimo wszystko okazał się tak zaskakujący jak u niego.
Geografia intymności
Podróż to jedna z tych aktywności, które może najbardziej prowokują do wychodzenia z własnego introwertycznego świata. Nie tylko dlatego, że zawiesza oswojone reguły funkcjonowania. Nie tylko dlatego, że na Peloponezie rzeczy zdarzały się nieoczekiwanie, w małych dawkach, z narastającą intensywnością odbioru.
Ten rodzaj podróży – przeżywanej, doświadczanej i opowiadanej – prowokuje do konfrontacji ze sobą świadomym i nieświadomym. W relacji skracającego się dystansu, bezwyjściowości bycia w drodze.
Tak, można Peloponez zwiedzać jak Ewa Bieńkowska zwiedza Wenecję, szukając i odnajdując w kamieniach Wenecji metodę zaglądania pod podszewkę poznania. Jeszcze bardziej można by spojrzeć we wsteczne lusterko Stasiuka i dać się uwieść melancholii krajobrazu.
Ale to była inna podróż. I inna przestrzeń. Peloponez każe ci chodzić na kompromisy z tym, co trzeba zobaczyć i co ogląda się przy okazji. No i trzymać się realu. Drobnych rzeczy, jak to, gdzie kupić śniadanie, czy zdążymy na prom, czy warto wchodzić na tę górę.
Do tego podróż we dwoje ma w sobie esencję ciągłego wysiłku rozjaśniania niejasności, z którego składa się w jakimś sensie nasze rozmijające się z intencjami życie na co dzień. Fajnie, kiedy zmienia się powoli w stan umysłu: wyczulenia na detale. Ale nie zawsze i nie dla każdego w tym samym tempie. Nie każdy ma to na radarze. Nawet jeśli próbujemy to nazwać.
Notować w kucki przy drodze
Może właśnie to zapośredniczenie biosu przez logos sprawia, że podróż staje się w jakimś nieuchwytnym aspekcie doświadczeniem rozproszenia.
Trochę jak u Środy, którego wszechogarniająca entropia rzutuje na gęstniejącą pamięć zdarzeń, ludzi i powrotów. Gdzie Platonowskie zdziwienie staje się początkiem filozofii podróżowania. I wymaga bardzo określonego sposobu funkcjonowania w podróży.
Jeśli w życiu chodzi o to, żeby było dobrze, można by je spędzić właśnie tak – wystawiając twarz do słońca, a potem przemywając ją źródlaną wodą. I jeszcze raz. I tak bez końca. Nic więcej nie trzeba. Uznałem, że nie mogę tego odkładać na później, że muszę to zapisać. Na stojąco trudno się pisze, więc zszedłem z wąskiej asfaltowej drogi, kucnąłem na poboczu i zacząłem notować. Obok mnie przejechał samochód, potem drugi. Było mi obojętne, co pomyślą o mnie kierowcy.
Środa w Rzeczach… odsłania pisarski warsztat funkcjonowania w świecie, gdzie naczelną zasadą jest pamiętanie nieważnego – widoków, twarzy i stroju osób, zdarzeń, szczegółów, które znikają. Jakby to właśnie stanowiło o intensywności życia, które chce się ratować przed zbyt szybkim unieważnianiem. Notowanie, drobiazgowe odtwarzanie twarzy ludzi, detali, obrazów układają się w sugestywne portrety osób i miejsc, w które od początku wpisana jest figura czytelnika. Dlatego tak nas to ujmuje. Bo też chcemy ocalić jak najwięcej przed przemijaniem.
Czujemy się częścią opowiadanego świata, jakbyśmy sami odbyli tę samą podróż. I można na czytaniu poprzestać. Ale można też czytanie wykorzystać jako praktykę przebywania w świecie, czytania rzeczywistości – uwrażliwiania się na detal, drobiazg, opowieść. Być może nie ma lepszej szkoły kreatywności i lepszego sposoby samopoznania, odkrywania siebie, zyskiwania świadomości tego, co się przeżyło – mówiąc za Marią Janion.
Bywa, że dzięki tej praktyce to, co tak niepozornie wydarza się w podróży, zaczyna prowokować do odwagi zmieniania swojego życia – zamiast tkwienia w schemacie powtarzania i odtwarzania tych samych traum. Bywa, że towarzyszy temu twórczy konflikt, z którego rodzi się nowa jakość. I opowieść jest jej fundamentem.
Bo jechać to jest nic. Najważniejsze zaczyna się potem, właśnie teraz, gdy wszystko już znieruchomiało, struchlało i powoli obraca się w nicość – pisał Andrzej Stasiuk w Fado.
Podróż, w której rodzi się relacja, staje się swoistą przeszłością teraźniejszości, czymś na kształt Derridiańskiej repetycji, w której sięganie do archiwum staje się zawsze powrotem wymuszonym przez nastawienie na przyszłość, warunkiem koniecznym bycia razem. Jest przy tym odsłanianiem tego pokładu pamięci, która była do tej pory poza poziomem świadomości. W każdym razie bywa. Wtedy otwiera się nowa lista rzeczy zdarzających się po podróży, jak to, kiedy odprowadziłeś mnie na metro. Może jednak wróciliśmy z tej podróży nie-inni?
Pylos, które dopiero będzie
Nie dotarliśmy do Pylos, gdzie Odyseusz szukał mądrości u króla Nestora – bohatera wojny trojańskiej. To w pałacu Nestora w 2015 roku archeolodzy odkryli wypełniony skarbami grobowiec mykeńskiego wojownika, co miało o tyle znaczenie, że zmieniło nasze rozumienie sposobu, w jaki kultura mykeńska i minojska połączyły się, dając początek zachodniej cywilizacji.
Pylos nigdy nie było w planach tej podróży. Jedynie w mojej głowie i wyobraźni. Ale dziś rozbudza ją fakt, że pod koniec 2026 roku większość przełomowych znalezisk z Peloponezu zostanie na stałe umieszczona w nowo odnowionym Muzeum Archeologicznym Chora w Messinii. Nowe miejsce na liście podróży.
Tak właśnie układa się kartografia wyobraźni – z miejsc, zdarzeń, emocji, doświadczeń, które nie tylko się widziało, przeżyło i zrozumiało, ale także opowiedziało.
Geografia intymności – składająca się z momentów rozsianych między Gytheio a Monemvasią – to jednak zupełnie inna dziedzina łączenia różnych światów.
I mnie też nie przeszkadza ordynarny sentymentalizm tej historii. Wręcz przeciwnie.
16 listopada 2025