Santorini. Zachody słońca i ciemniejsza strona Grecji
Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji
Dionisios Sturis
Wydawnictwo Poznańskie 2021
Grecja. Gorzkie pomarańcze
Dionisios Sturis
Wydawnictwo Poznańskie 2019
Grecja – ukochany kraj turystów
Prawdziwi Grecy nie narzekają na upały. Nie żeby się nie pocili, nie żeby im nie przeszkadzały plamy z potu, ale zwyczajnie już do nich przywykli.
Zachód słońca na Santorini, s. 21
Wydaje nam się rajem – szczególnie kiedy odwiedzamy Grecję w wakacje. Dla wielu z nas pierwsze skojarzenie to wciąż to, że jest kolebką cywilizacji. Grecja na wyspach jest kompletnie innym krajem niż ta na kontynencie. Może czas tam wolniej płynie? Widać to na pewno w takich miejscach jak Patmos – malutka wyspa, na której Jan Apostoł usłyszał i spisał obrazy Apokalipsy.
Na Korfu wciąż są miejsca, w których – mimo turystycznego ruchu – zobaczymy dziko rosnące drzewa oliwkowe i małe miasteczka z ledwo tlącym się życiem starych Greków gdzieś w środku wyspy, z dala od morza, plaż, a więc i turystycznego ruchu. Wciąż kilka plaż jest dzikich, do których nie tak łatwo dotrzeć – jak choćby ta ulubiona plaża Durrellów. Wciąż wydaje się, że ukształtowanie terenu wzbraniało się przed dostępnością dla turystów.
Bo właśnie przemysł turystyczny zmienia Grecję najbardziej. Także dlatego, że targa nią od lat kryzys za kryzysem.
Zachód słońca na Santorini
Santorini – być może najpiękniejsza z greckich wysp. Najsłynniejsze zachody słońca i charakterystyczne białe domki z niebieskimi dachami. Dziś przede wszystkim królestwo instagramerek, licznie robiących sobie zdjęcia w powiewających sukienkach w najwyższej położnej miejscowości Oia, z której właśnie pochodzą najbardziej rozpoznawalne bajkowe wręcz zdjęcia z Santorini.
Czy tak wygląda dziś prawda o Grecji? Migwakowe pocztówkowe zdjęcia z upozowanymi na modelki dziewczynami patrzącymi (no właśnie, czy one w ogóle spoglądają na morze?). Czy są jeszcze w tych miejscach mieszkańcy czy tylko przyjezdni zarabiający na wynajmie domów, pokoi czy obsługiwaniu turystów w tawernach? Jak wygląda prawdziwa Grecja po zdrapaniu tego obrazka?
Ciemniejsza strona Grecji
Nie ma lepszego może sposobu, żeby to sprawdzić, dotknąć, dowiedzieć się niż lektura książek reporterskich Dionisiosa Sturisa. Kluczowy jest tu punkt wyjścia, czyli biografia samego autora. Sturis urodził się w Grecji, ale wychował się w Polsce, dokąd zabrała go matka, uciekając przed bijącym ją mężem.
Ojca Greka poznał więc autor późno – i nic nie było jak bajce. Bo w zasadzie nawiązany kontakt okazał się trudny, a nawet ostatecznie niemożliwy do nawiązania. Znacznie łatwiej było z pozostałą częścią greckiej rodziny.
Kiedy jako dorosły mężczyzna przyjechał do Grecji – wiedziony potrzebą poznania czy może bardziej zmierzenia z zapisaną w genach przeszłością – nie znał greckiego. Szybko za to zderzył się z tym, że dla Greków jest Grekiem, bo greckość dziedziczy się po ojcu. Nikogo nie obchodzi, gdzie się wychował, kim była matka, gdzie kończył szkołę albo gdzie płaci podatki. Ważne, gdzie się urodził i kim jest ojciec.
Wątek nieodbytej służby wojskowej w Grecji – lejtmotyw Zachodu słońca na Santorini – i związane z tym problemy aż nadto uzmysławiają, jak bardzo to sprawa aktualna. Dionisios Sturis zmaga się zatem nie tylko ze swoją grecką przeszłością, ale i jej teraźniejszymi konsekwencjami. Zmaga się także z wewnętrznym przymusem, żeby coś z tą własną połamaną greckością zrobić. Dziennikarskie doświadczenie nagle okazuje się tu niezwykle pomocne. Robi więc to, co reporter może zrobić najlepszego: próbuje opisać problem. W tym przypadku problematyczne obiekty są dwa: on sam i współczesna Grecja.
Apo pu ise?
Fascynujące okazują się te podróże autora: nie chodzi utartymi ścieżkami, nie ma tu żadnego szukania dystansu, żadnego spoglądania z lotu ptaka, żadnego pisania nocą, przy biurku, przywołując odległe naleciałe melancholią wspomnienia. Zarówno Grecja. Gorzkie pomarańcze, jak i Zachód słońca na Santorini są zbiorem opowieści tak gorąco podanych, jakbyśmy ze Sturisem byli w podróży – wspólnie z nim pocili się na spacerze po Atenach, płynęli promem na Paros, przysłuchiwali rozmowom ciotek, słuchali poznanych rozmówców, przyglądali z bliska politycznym zawirowaniom.
W tej opowieści jeszcze jedno jest wciągające: wyłania się z niej Grecja, która sama sobie zadaje pytanie apo pu ise?
Kalimera, where are you from? – pytają czasem turystów uśmiechnięci restauracyjni naganiacze. […] Ale gdy dokładnie o to samo imigrantów pytają neofaszyści z partii Złoty Świt, nie siląc się nawet na angielski, tylko wyrzucając w powietrze głośnym, zastraszającym tonem: apo pu ise?, skąd jesteś – stawka jest większa. Gra może toczyć się o życie.
Zachód słońca na Santorini, s. 23
Czy Grecja targana kryzysem finansowym, migracyjnym, tożsamościowym powstrzyma odradzający się faszyzm? Sturis nie ma żadnej oczywistej odpowiedzi. Jego rozmówcy także. Ale i tak czujemy, że nieco więcej rozumiemy.
Gra o tożsamość
Sturis ogląda Grecję z mieszanką sprzecznych wewnętrznych emocji – i właśnie ta niepewna, niedookreślona, niejednoznaczna jego własna tożsamość nieoczekiwanie przekłada się na opowieść o tym, co w Grecji nieoczywiste, niepokojące, ukryte. Chaotyczne.
W czasie wakacyjnych podróży można jeszcze jedną rzecz odnotować, wcale nie tak oczywistą w innych miejscach świata. W najmniejszej nawet miejscowości turystycznej w sklepach z pamiątkami Grecy zawsze umieszczają półki z książkami. Wśród popularnych przewodników, powieści jest także miejsce na klasykę w rodzaju Greka Zorby Nikosa Kazantzakisa, a więc na wielką literaturę i wielkiego pisarza. Może więc nie wszystko stracone?
Marzyłoby mi się, żeby w kolejnej książce Dionisios Sturis pokazał, czym jest dziś grecka kultura, jak wygląda polityka kulturalna i polityka pamięci? Bo jądro tożsamości każdego narodu i kraju właśnie w kulturze ma swoje bijące źródło.
3 sierpnia 2022